- W niedzielę na nasz interwencyjny mail otrzymaliśmy wiadomość od mieszkanki tej gminy, która pisała do nas z prośbą o pomoc dla kozy, która w jednym z gospodarstw zakrwawiona i brudna stała pod pomieszczeniem gospodarskim, cała drżała, widać było że jest chora – opowiada Dorota Jeleniewska z TOZ Opole. - Kobieta nie zwracała się do gminy w tej sprawie, bo stwierdziła, że i tak pomocy tam nie uzyska.
Jak twierdzi Dorota Jeleniewska, wolontariusze z TOZ w poniedziałek rano skontaktowali się z Urzędem Gminy w Lubszy z prośbą o sprawdzenie tego zgłoszenia.
- Niestety, otrzymaliśmy informację, że nie ma pani urzędnik odpowiedzialnej za takie interwencje i że sprawa zostanie jej przekazana kolejnego dnia – relacjonuje Dorota Jeleniewska. - Obawiając się o stan kozy i koźlątek nasza wolontariuszka zwolniła się wcześniej z pracy i pojechała na miejsce. To, co tam zastała, było straszne i wprost nie do opisania.
W brudnej, zagraconej stodole, na ziemi, powykręcana z bólu leżała konająca koza, a dookoła niej znajdowały się cztery martwe koźlątka.
- Koza była w stanie agonalnym – mówi Dorota Jeleniewska. – Czekał na nią weterynarz. Niestety, nie zdążyliśmy jej do niego dowieźć.
Pomoc przyszła niestety za późno. Zwierzę zmarło na rękach wolontariuszki.
- Koza urodziła cztery młode. To dużo. Taka ciąża i poród powinny być monitorowane – tłumaczy Dorota Jeleniewska. – Co więcej, młode przyszły na świat w strasznych warunkach. To miejsce w ogóle nie było dostosowane do porodu. Nie było ani grama słomy, ani wody, nic, a w dodatku pełno śmieci.
Właścicielem gospodarstwa jest rodzeństwo.
- Kobieta, którą nasza wolontariuszka zastała na miejscu, wyjaśniła, że młode urodziły się martwe cztery dni temu. Przez cztery dni leżały w brudzie, wśród śmieci i nikt ich nie sprzątnął – mówi Dorota Jeleniewska. – Właścicielka oświadczyła, że brat miał się tym zająć, ale jeszcze nie wrócił do domu. Natomiast ona sama nie ma pieniędzy i z tego powodu nie mogła zapewnić kozie właściwej opieki.
TOZ zapowiada, że wystąpi o pociągnięcie do odpowiedzialności gminę Lubsza za to, że nie wywiązuje się ze swoich obowiązków dotyczących opieki nad zwierzętami.
- Z gminą Lubsza nie ma praktycznie żadnej współpracy! Kiedy byśmy się nie zwracali do urzędu, to słyszymy, że „nie ma tej pani”. Nawet nie mamy pewności, czy takowa istnieje – argumentuje Dorota Jeleniewska. – Tu chodzi o dramat cierpiących zwierząt. Gmina miała zająć się kotami, których właścicielka szła do domu opieki, tymczasem pozostawione same sobie umierały z głodu. Teraz sprawa kozy i koźlątek. Tego tak nie zostawimy.
Bogusław Gąsiorowski, wójt gminy Lubsza, nie ma sobie i swoim pracownikom nic do zarzucenia.
- Rejestry kopytnych prowadzi Agencja Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa, a nie gmina – tłumaczy Bogusław Gąsiorowski. - Nie miałem żadnej wiedzy od sąsiadów, że w tym gospodarstwie dzieje się coś złego. Ten pan jest mniej zaradny życiowo po śmierci matki, a ja nie mam prawa wchodzenia do domów i nie wiedziałem, że on ma kozy.
Wójt zaprzecza też, że ktokolwiek z TOZ-u kontaktował się z nim w sprawie kozy.
- Cały poniedziałek dzień byłem w pracy i nikt nie dzwonił w tej kwestii – mówi wójt Lubszy. – Los zwierząt nie jest mi obojętny. W takie sprawy wchodzę mocno. Odebrałem na przykład z pseudohodowli 65 psów rasy moskiewski stróżujący, czyli niebezpiecznej. Ten przypadek toczy się już dwa lata w sądach. A w jeśli chodzi o kozę, są to pomówienia.
Seria pożarów Premier reaguje
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?