Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Ta ostatnia noc pod krzyżem smoleńskim

Krzysztof Berendt
Jest sobota nad ranem, kilka minut po trzeciej. Wokół krzyża znienacka zaczynają zbierać się policjanci. Na początku jest ich kilku, potem kilkunastu, za godzinę już kilkudziesięciu. O godz. 5 rozpoczyna się akcja. Tak zwani obrońcy krzyża stawiają opór, ale po kilkunastu minutach przed Pałacem nie ma już żadnego z nich. Odeszli sami lub zostali usunięci siłą. Od tamtej pory koczują po przeciwnej stronie ulicy z nadzieją, że jeszcze wrócą pod krzyż.

Wieczór jak zwykle
Jest piątkowy wieczór, na Krakowskim Przedmieściu ludzi pełno niczym w godzinach szczytu. Jeszcze nikt nie wie, że nad ranem zacznie się akcja policji. - Bo mam kaprys, do cholery! - podniesionym głosem mówi zniecierpliwiony, ale jednak ciągle uśmiechnięty pan Włodzimierz Kaczanów. Właśnie ktoś zadał mu pytanie, dlaczego broni krzyża stojącego przed Pałacem Prezydenckim. Pan Włodzimierz wraz z innymi członkami Ruchu Obrony Krzyża (ROK) musi się tak tłumaczyć już od kilku tygodni. Pytania zadawane przez postronnych najczęściej jednak nie noszą znamion ciekawości, ale czystej prowokacji. Próżno szukać, i to po obu stronach, błyskotliwych popisów oratorskich - większość toczących się tutaj rozmów charakteryzują szybka wymiana ciosów, łapanie za słówka, próba zagadania lub przekrzyczenia oponenta.

- Opamiętajcie się, ludzie! - krzyczy przez megafon mężczyzna pół metra od ucha jednego z obrońców. Udaje, że mówi do wszystkich, ale wyraźnie widać, do kogo kieruje swoje słowa. - To głupota! Idźcie lepiej do domu, zamiast robić zamieszanie! - i tak nawołuje przez kilkanaście minut bez przerwy.

Pan, który słyszy go najlepiej, bo najgłośniej, nie reaguje. Przez większość czasu patrzy po prostu w skupieniu na krzyż, niekiedy odwracając głowę w stronę megafonu, żeby potwierdzić, że owszem, słyszy. Nie widać po nim ani złości, ani zrezygnowania.

Nawet niezwykle pijany i agresywny (na szczęście tylko słownie) mężczyzna nie był w stanie wyprowadzić z równowagi jednego z obrońców. Członkowie ROK poradzili, żeby lepiej się nie odzywał, poczekał, aż krzykacz skończy.

Zanim to się stało, prowokator zdążył obrazić wszystkich obecnych i część polityków, w tym szczególnie prezesa PiS. - Wyp… stąd ku…! W d… mam to wszystko! - krzyczał. Mężczyzna, do którego to było skierowane, stał z rękami założonymi na piersi, cały czas patrząc nietrzeźwemu oponentowi prosto w oczy.

Pan Włodzimierz, który wydaje się dzisiejszym liderem ROK, mówi, że tak jest codziennie, a zwykle nawet dużo gorzej. Rzucane w ich stronę butelki oraz obelgi przestały na nim i innych robić wrażenie. Można powiedzieć, że to już rutyna.

Obrońcy sprzed Pałacu Prezydenckiego, skupieni głównie we wspomnianym Ruchu Obrony Krzyża, są jak zwykle przygotowani do spędzenia na posterunku całej nocy. Wzdłuż metalowego ogrodzenia postawili kilka turystycznych krzesełek, a także miękkie poduszki, na których można odpocząć po kolejnej wyczerpującej dyskusji. Obok leżą koce, siatki z jedzeniem i kilka zgrzewek wody mineralnej. Przymocowane prowizorycznie do ogrodzenia wiszą lub stoją transparenty ze znanymi już hasłami: "Polsko obudź się!", "Zwycięstwo z grzechem zaczyna się od krzyża", "Jeśli zapomnę o nich, Ty Boże zapomnij o mnie".

Hyde Park obok krzyża
Jest godzina 22.00. Od teraz do północy przez tę cześć Krakowskiego Przedmieścia przewinie się największa liczba osób. W zapanowaniu nad tłumem mają pomóc dopiero co zamontowane solidne, metalowe barierki odgradzające chodniki po obu stronach ulicy. Tłum po stronie, gdzie stoi krzyż, jest w tych godzinach tak liczny, że na zawołanie z ulicy: "Ludzie, stoicie w przejściu!", głos z tłumu odpowiada: "Ale gdzie to przejście?".

Plac przed krzyżem zamienia się w Hyde Park. Każdy chce wyrazić swoje poglądy. 30 osób zaczyna odmawiać różaniec. Skupieni na modlitwie nie zwracają uwagi na pełne emocji rozmowy toczące się za ich plecami. Praktycznie co krok spontanicznie formułują się coraz to nowe koła dyskusyjne. Elementami spajającymi poszczególne grupy są samozwańczy trybuni, którzy głośno i wyraziście formułują swoje myśli. To oni wciągają innych w rozmowę. Kiedy trafi na siebie zwolennik i przeciwnik krzyża, ostra wymiana zdań, w licznej otaczającej ich grupie słuchaczy, jest pewna. Żywiołowo przekonują się wzajemnie do swoich racji. Jedni i drudzy naprawdę wierzą w to, co mówią.

Pan Marek, choć sam nosi na szyi łańcuszek z krzyżem, to nie zgadza się na ten akurat postawiony przed Pałacem. Przyszedł protestować przeciwko państwu wyznaniowemu. - Stworzono tutaj miejsce kultu religijnego - tłumaczy. - Nie zgadzam się na to. Jestem wierzącym człowiekiem, ale to nie oznacza, że pozwolę na umieszczanie krzyża w miejscu administracji publicznej - przekonuje starszego pana.

- Niech pan nie walczy z Bogiem! - denerwuje się zwolennik krzyża.

- Z jakim Bogiem?! - ripostuje pan Marek. - Jak na razie to ja walczę z panem, chyba że pan się uważa za Boga?

Pani Edyta, zwolenniczka krzyża z kolei, przyniosła ze sobą konstytucję. Otwiera ją i cytuje artykuły o wolności wyznania w Polsce, a także o prawie do zrzeszania się i manifestowania swoich poglądów. - Przyszłam tutaj z własnej potrzeby. Nie jestem związana z żadnym ruchem obrońców krzyża - deklaruje i dodaje, że nie należy też do żadnej partii. Pani Edyta chce po prostu bronić prawa do wyrażania poglądów przez każdego człowieka.

Skok na flagi
Jest 1.00 w nocy. Zażarta dyskusja. - Czy możecie mi odmówić logicznego myślenia? - pyta pan Włodzimierz. - Może i nie, ale dalej się z panem nie zgadzam - pada z tłumu. - I bardzo dobrze! Ja chcę, żeby pan tu przychodził i dyskutował! - odpowiada z uśmiechem pan Włodzimierz.

Ktoś pyta, dlaczego stoi jedynie krzyż, skoro pasażerami feralnego samolotu byli nie tylko katolicy. Dariusz Komorowski, jeden z członków ROK, mówi, że na krzyżu widnieje już Gwiazda Dawida, a jeszcze kilka dni temu obok niego stały flagi Izraela i Rosji. Zapewnia, że Ruch ma przyjaciół z obu krajów.

Jednak ostatnio kilku podpitych przechodniów, symulując upadek w znicze, zabrało obie flagi. Rosyjska już wróciła na swoje miejsce. Z izraelską pan Dariusz zamierza się wstrzymać, aż plac bardziej opustoszeje. Obawia się, że kogoś mogłoby to sprowokować. - Poczekamy, aż pijani pójdą spać - zdradza. Na razie trzyma ją przy sobie w papierowej torbie.

Krawat? Proszę bardzo!
O 3.15, kiedy pod krzyżem jest już cicho, przychodzi trzech mężczyzn w garniturach z Biura Ochrony Rządu. Mówią, że w związku z wypadającym w niedzielę Świętem Wojska Polskiego muszą sprawdzić teren. Dlatego też trzeba będzie usunąć wszystkich ludzi spod krzyża, takie są procedury.

- Jak odejdziemy, to już nas tutaj nie wpuścicie, nie ma mowy - odpowiada na prośby oficera BOR pan Włodzimierz.

Funkcjonariusz po chwili wraca z policyjnym negocjatorem i dalej przekonują obrońców. Argumentują, że podczas święta państwowego nie wypada pokazywać ludzi, którzy koczują pod siedzibą prezydenta. Niepisany lider ROK ma na to gotową odpowiedź.

- Każdy z nas ubierze garnitur i będziemy wszyscy pod krawatami - proponuje.

Nic z tego. Policjanci biorą pod ręce jednego z obrońców i wyprowadzają z tłumu. - Bandyci! Zostawcie mnie! - krzyczy mężczyzna. Reszta podejmuje negocjacje z policjantami. W końcu obrońcy decydują, że przejdą na drugą stronę Krakowskiego Przedmieścia. Tylko kobieta w średnim wieku klęka pod krzyżem. Zaczyna się modlić. W końcu i ona idzie na drugą stronę ulicy. Policjanci rozstawiają barierki. Gapie po przeciwnej stronie ulicy biją brawo. - Dziękujemy - krzyczą ludzie.

Obrońcy krzyża rozkładają się z pakunkami kilkadziesiąt metrów od barierek. - Wrócimy, żeby tylko tego krzyża podstępem nie wynieśli - pocieszają się. - To przyniesiemy następny - ktoś odpowiada.

od 7 lat
Wideo

Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na mazowieckie.naszemiasto.pl Nasze Miasto