Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Nowy stadion Legii jest wspaniały, jednakże drużyna pozostawia wiele do życzenia

Hubert Zdankiewicz
Wystarczył jeden mecz i "cały misterny plan w p...", jak zwykł mawiać grany przez Janusza Rewińskiego bohater filmu "Kiler". Albo inaczej - cała para poszła w gwizdek, a nadmuchany do niebotycznych rozmiarów balon pękł z wielkim hukiem w piątkowy wieczór. Legia ma nowy piękny stadion, jej działaczom udało się zakończyć trwający kilka lat konflikt z kibicami. Przy okazji sypnęli też pieniędzmi na transfery i ściągnęli jednego z najlepszych polskich trenerów młodego pokolenia.

Tylko jednego wciąż przy Łazienkowskiej nie ma - drużyny. Na razie to tylko zlepek indywidualności, których suma umiejętności nijak nie przekłada się na wynik. To dopiero początek sezonu, ale widać wyraźnie, że Macieja Skorżę czeka dużo więcej pracy, niż się jeszcze tydzień temu spodziewaliśmy. Dobry, choć przegrany, mecz z Arsenalem zamydlił nam trochę oczy. - Zbyt wcześnie jednak, by mówić, że pomysł na budowę tej drużyny był zły. Poczekajmy jeszcze parę kolejek - mówi nam były reprezentant Polski Radosław Gilewicz i trudno się z nim nie zgodzić.

Paradoksalnie - taki lodowaty prysznic na początek może wyjść tej drużynie na dobre. Zwłaszcza kilku jej młodym zawodnikom, którzy chyba za bardzo uwierzyli w swoje możliwości. Do tego Bruno Mezenga wcale nie musi być tak słaby, jakby to sugerował jego występ z Arsenalem. A gdyby nawet, to do formy wróci kiedyś (przynajmniej taką można mieć nadzieję) Takesure Chinyama. Środek pomocy złożony z takich graczy, jak Ivica Vrdoljak, Alejandro Ariel Cabral i Ariel Borysiuk, również jest w stanie grać o wiele lepiej niż w piątek. Manu zapowiada się na razie na lepszą wersję Sebastiana Szałachowskiego - jest szybszy, lepszy technicznie i chyba (choć to akurat żadna sztuka) mniej podatny na kontuzje. Do formy wróci kiedyś Maciej Rybus. Do zdrowia Inaki Astiz, Dickson Choto i Jakub Rzeźniczak. Do równowagi psychicznej zdegustowany chyba lekko swoją nową rolą (z lidera stał się rezerwowym) Maciej Iwański. A jeśli jeszcze Marijan Antolović przestanie wpuszczać szmaty...

Zimny prysznic przydałby się również ludziom, którzy wymieniają od piątku Polonię jako głównego kandydata do mistrzostwa Polski i stawiają pomniki jej właścicielowi Józefowi Wojciechowskiemu. Spokojnie, cierpliwości. Oddajmy mu co cesarskie, bo nie da się ukryć, że trafił z transferami. Artur Sobiech (gol z Górnikiem Zabrze), Bruno i Ebi Smolarek nie potrzebowali dużo czasu, by przekonać do siebie kibiców. Podobnie Dariusz Pietrasiak i Jakub Tosik. Dobrze radzi też sobie stara gwardia (no może poza Łukaszem Trałką). Próbkę niezłej gry Adriana Mierzejewskiego widzieliśmy już w przegranym przez Polskę 0:3 meczu z Kamerunem. Z Legią zagrał jak profesor - miło jest patrzeć na rodaka, któremu piłka nie przeszkadza. Który do tego potrafi myśleć na boisku. Nadspodziewanie dobrze radzi sobie nawet bramkarz Sebastian Przyrowski. To wszystko prawda...

Zobaczymy tylko, ile zostanie z tej świątecznej atmosfery, jeśli Polonia nie wygra w piątek z Zagłębiem Lubin. Niemożliwe? Nie takie cuda już w naszej ekstraklasie widzieliśmy.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wywiad z prezesem Jagiellonii Białystok Wojciechem Pertkiewiczem

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na mazowieckie.naszemiasto.pl Nasze Miasto