Autor:

2016-08-05, Aktualizacja: 2016-08-05 13:06

Pokemon GO. Dlaczego świat ugania się za wirtualnymi stworami?

Stoję w deszczu i energicznie przesuwam palcem po ekranie mojego iPhone'a. Jest zimno, pada coraz bardziej, ale przede mną pojawił się Gastly, pospolity pokemon o nie najgorszych parametrach. Uświadamiam sobie, że dałem się wciągnąć. Jak tysiące innych graczy na całym świecie wpadłem w pułapkę kolorowych stworków. Jak to się stało, że ja, dorosły facet, uganiam się po mieście za pokemonami?

Świat oszalał na punkcie gry o poszukiwaniu dziwnie wyglądających zwierzątek. Firma Niantic, której właścicielem jest Nintendo, błyskawicznie osiągnęła rekordowe zyski, a pokemony wyprzedziły dużo popularniejsze aplikacje i gry. Można nie lubić rozgrywki o wirtualnych stworach, ale trudno odmówić jej twórcom geniuszu. Na czym polega fenomen Pokemon GO?



Pokolenie Poket Monsters
Aby to wyjaśnić, musimy cofnąć się o co najmniej dwie dekady, do czasów, gdy na rynku gier zadebiutował pierwszy tytuł związany z pokemonami. Należę do pokolenia ludzi, którzy, jak dziś mawiają hipsterzy, “grali w pokemony, zanim stało się to modne”. Dobrze pamiętam szał, jaki wywołały wirtualne stworki, gdy przed laty pojawiły się w Polsce.

Pierwsze pokemony (Pocket Monsters - kieszonkowe potwory) zadebiutowały w 1995 roku w Japonii jako Pokemon Green. Wydana przez Nintendo gra nie doczekała się nigdy europejskiej premiery, a furorę zrobiły dopiero kolejne odsłony serii - Red, Blue, a następnie Yelllow, Gold i Silver. Równolegle do serii gier w Japonii powstawał także animowany serial, opowiadający historię Asha Ketchuma, trenera pokemonów. Japońska bajka zadebiutowała u nas w 2001 roku i przyciągnęła do telewizorów setki miłośników kreskówek.





W dużym skrócie mówiąc, fabuła, zarówno gier, jak i serialu, wyglądała podobnie - trenerzy pokemonów doskonalili swoje stwory, łapali nowe i wystawiali je do walki. Formuła okazała się na tyle skuteczna, że przetrwała do czasów współczesnych i premiery Pokemon GO. Jednak prosta rozgrywka w świecie animowanych potworów to za mało, aby stworzyć światowy hit.

Sukces pisany nostalgią
Co więc zadecydowało o tym, że smartfonowe pokemony odniosły tak wielki sukces? - To zasługa przede wszystkim, jeśli nawet nie wyłącznie, marki Pokemon. Co by nie mówić o Nintendo, to ich tytuły są na swój sposób magiczne, a postaci i motywy ciepło się kojarzą graczom. Pokemony, zarówno stare edycje na konsolę Gameboy, jak i najnowsze na Nintendo 3DS, czy Pokemon GO na smartfony, są wręcz uzależniające - mówi Piotr Grabiec, ekspert serwisu spidersweb.pl.

Choć nigdy nie grałem w stare "Pokemony" dłużej niż pół godziny, doskonale, jako fan Mario (bohatera popularnej gry z lat 80.), rozumiem tę nostalgię. Dla milionów graczy na świecie nowy produkt ze stajni Pokemon to powrót do czasów dzieciństwa lub młodości.

Zanim więc kieszonkowe potwory zadebiutowały na smartfonach, miały już ugruntowaną rynkową pozycję na innych urządzeniach. Zarówno za samą marką Pokemon, jak i Nintendo, stała nostalgia graczy, którzy wychowywali się na Mario, Zeldzie czy Donkey Kongu. To gracze, którzy pamiętają pierwsze gry Nintendo z przełomu lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych, stanowią największy odsetek wśród użytkowników Pokemon GO.

Damian, rocznik 91', zaczynał od "tazosów", okrągłych gadżetów z rysunkami pokemonów, którymi można było wymieniać się ze znajomymi. - Same pokemony jakoś mnie nie zainteresowały, uważałem, że to głupia zabawa. Grać zacząłem dopiero na DS (przenośna konsola gier wideo - red.), za sprawą kumpla i rzeczywiście nowa wersja "Pokemonów" nieźle mnie wciągnęła - przyznaje.





Podobną historię słyszę od 15-letniego Pawła. Interesuje go piłka nożna, repliki broni i muzyka. Póki co, chciałby złapać Electrobuzza. - Gram chyba od zawsze, zaczynałem, jak miałem jakieś 2-3 lata. Skończyłem wszystkie wersje "Pokemonów" od red do black - przyznaje. Paweł jest jednym z młodszych, choć nie najmłodszym z graczy, z którymi przyszło mi rozmawiać podczas polowania na pokemony. Wśród fanów gry dominują 25 - 35 latkowie.

- Wygląda na to, że są to właśnie starsze osoby, które patrzą na pokemony z nostalgią - uważa Piotr Grabiec. - Na fanpage'u facebookowym Pokemon GO Polska, który założyliśmy wspólnie z wydawcą Spider's Web Mateuszem Nowakiem, zebraliśmy ponad 13 tys. fanów gry. Zaledwie niecałe 20 proc. to osoby niepełnoletnie, największa grupa - 45 proc. - to osoby w wieku od 18 do 24 lat, a fani w wieku od 25 do 34 lat to ponad 1/4 wszystkich osób lubiących naszą stronę. Wyniki z naszego fanpage'a korespondują z innymi statystykami dotyczącymi graczy Pokemon GO, na które można trafić w sieci oraz z tym, co widać na ulicy. Wystarczy przejść się pod Pałac Kultury i Nauki w Warszawie lub Pałac Łazienkowski. W grę praktycznie nie grają dzieci, a Pokemony łapią przede wszystkim dorośli - dodaje.

Oczywiście, nie można zarobić miliardów dolarów w ciągu zaledwie kilku tygodni jedynie dzięki nostalgii graczy. Drugim istotnym elementem decydującym o sukcesie Pokemon Go jest wykorzystanie rzeczywistości rozszerzonej.

Pokemon Go jako przewodnik turystyczny
Jak działa rozszerzona rzeczywistość? Telefon lub tablet na obraz z kamery naszego smartfonu nanosi dodatkowe elementy generowane przez aplikację. Dzięki temu wokół nas mają szansę pojawić się nowe obiekty i informacje dostrzegalne jedynie w danej aplikacji. Technologia ta znalazła zastosowanie na przykład w wirtualnych przewodnikach miejskich, gdzie na obraz zabytków nanoszone są dodatkowe informacje na ich temat. Dzięki tej technologii pokemony możemy łapać w “realnym świecie”, kierując kamerę naszego smartfonu na konkretne miejsca i obiekty - parki, pomniki, fontanny, a nawet jezdnie.





Oprócz pokemonów na naszej drodze natrafimy na tzw. pokestopy (znajdziemy w nich m.in. pokeballe, czyli gadżety niezbędne do wyłapywania pokemonów) oraz gymy (miejsca, w których możemy szkolić nasze stwory, wystawiając je do walki z innymi graczami). W dużych miastach, takich, jak chociażby Lizbona czy Berlin, Pokemon GO może służyć za nieoficjalny przewodnik, pokazujący lokalizacje, do których turyści rzadko zaglądają. Niestety, elementy związane z grą pojawiają się także w mniej pożądanych miejscach.

Pikachu z Auschwitz
W Warszawie pokestopy znajdziemy np. przy tablicach upamiętniających krwawe wydarzenia Powstania Warszawskiego, które trudno uznać za właściwe miejsca do tego, by łapać tam pokemony. Wiem, bo sam tam dotarłem w swoich pokemonowych poszukiwaniach.

Podobnie jest zresztą w przypadku cmentarzy, czy miejsc pamięci związanych z ofiarami II Wojny Światowej. Brzmi strasznie? To jeszcze nic, w porównaniu z problemami, na jakie natrafiła dyrekcja muzeum obozu zagłady Auschwitz - Birkenau. Tam również można było jeszcze kilka tygodni temu złapać pokemony. Dyrektor biura prasowego muzeum skontaktował się jednak z twórcami gry i poprosił o usunięcie wirtualnych stworów z obozu.

- Debili na świecie nie brakuje - tak mówi o ludziach grających w Pokemon Go w Auschwitz Marek, pracownik jednej z warszawskich korporacji. On sam, jak twierdzi, nie uległ pokemonowej modzie. - Zaczynałem od wersji na emulatory (programy komputerowe symulujące konsole do gier - przyp. red.) Potem były "kinówki", naklejki do zbierania, aż w końcu zalogowałem się na jedno z największych forów internetowych poświęconych pokemonom. I tak już na nim zostałem - odpowiada.

Chcesz grać? Musisz się ruszać
Podróż od pokestopu do pokestopu (miejsce oznaczone na mapie, gdzie np. dostaje się kulki do łapania stworków) może być wyczerpująca i dobrze wiedzą o tym gracze, którzy do tej pory zanurzali się w wirtualnej rzeczywistości, siedząc wygodnie na kanapie. Pokemon GO dokonał jednak czegoś, co do tej pory wydawało się niemożliwe - wyprowadził tysiące uzależnionych od smartfonów ludzi na świeże powietrze, wymuszając na ich aktywność fizyczną.





By móc grać, musimy się ruszać. Nie wystarczy chodzić po mieszkaniu. “Wysiadywanie” znalezionych jaj z nowymi pokemonami wymaga przejścia odpowiedniego dystansu - od dwóch do nawet dziesięciu kilometrów.
Aby wchodzić w interakcje z innymi graczami, również musimy ruszyć w ich kierunku. Co bardziej pomysłowi gracze nauczyli się już oszukiwać w grze, na przykład przywiązując telefon do automatycznych odkurzaczy, psa lub podróżując rowerem.

Gra może ukarać graczy zbyt szybko przemieszczających się po mapie, dlatego ja swoje pokemonowe łowy prowadzę podczas niekończących się spacerów po Warszawie. I tak, od momentu premiery między twórcami a odbiorcami gry trwa wojna podjazdowa, którą, przynajmniej jak na razie, bezapelacyjnie wygrywa Nintendo.

Ciemna strona Pokemona
Geolokacja i rozszerzona rzeczywistość zastosowane w grze rodzą także inne, dość nieoczekiwane problemy. Szwendający się nocami po mieście poszukiwacze Pikachu padają ofiarami złodziei, którzy czają się na swoje ofiary w często uczęszczanych przez graczy miejscach. Zdarza się bowiem, że zapatrzeni w ekrany swoich smartfonów łowcy zapominają o otaczającym ich świecie. Fanów nie uspokajają także wciąż pojawiające się informacje o liczbie informacji na temat użytkowników, jaką Pokemon GO przechowuje.

Jednak żadne niedogodności, inwigilacja czy inne problemy nie zniechęciły graczy. Akcje Nintendo poszybowały w górę i wystarczyły zaledwie dwa dni, by japoński gigant zwiększył swoje zyski o ponad 7 miliardów dolarów!


Wieloryby systemu freemium
A to spore osiągnięcie, biorąc pod uwagę, w jaki sposób twórcy zarabiają na swoim dziele. - W grze nie ma żadnych reklam. Produkcja Niantic jest dostępna bezpłatnie, a gracze mogą wykupywać wirtualną walutę (Poke Coins) w celu uzyskania dostępu do równie wirtualnych przedmiotów ułatwiających zabawę. To na tym zarabia Niantic i Nintendo... oraz cała masa innych firm, w tym właściciele marki Pokemon oraz Apple i Google, odpowiedzialne za przetwarzanie mikropłatności - tłumaczy Piotr Grabiec.


© Szymon Starnawski / Polska Press



Taki model zachęcania graczy do dobrowolnego otwarcia portfela po ściągnięciu darmowej gry nosi nazwę “freemium” (od połączenia słów "premium" i "free", czyli darmowy).

Z podobnym system spotkać możemy się na przykład w kasynach, gdzie poszczególne zakłady obstawiamy za pomocą wcześniej kupionych żetonów. System wymiany pokemonowej waluty na tę prawdziwą również nie jest oczywisty. 4,99 dolarów daje nam 550 Poke Coins, ale by kupić 200 Poke Balli zapłacić musimy 800 PC. Ile więc kosztuje 1 Poke Ball? Konia z rzędem temu, kto potrafi wszystkie “kursy walut” wyliczyć na bieżąco. Ja nie potrafię i na wirtualne zakupy do tej pory się nie zdecydowałem.

Mimo licznych mechanizmów ułatwiających wydawanie pieniędzy w grze, zaledwie niecałe dwa procent graczy decyduje się na skorzystanie z mikrotransakcji, a tylko niewielki procent z nich to tak zwane “wieloryby” (ang. whales), czyli pasjonaci, którzy zasilają konta producentów gier ogromnymi sumami.

Chwilowy trend?
Obecnie na Pokemon Go zyskują także, jak w przypadku każdej mody, producenci gadżetów elektronicznych, koszulek i wszystkiego, co wiąże się z grą. Jednak, jak przewiduje Piotr Grabiec, to tylko chwilowy trend.

- Ubrania i przypinki to niszowe produkty. 30-latek może i zagra w Pokemon GO na smartfonie, ale już trudno sobie wyobrazić, by zakładał, idąc do pracy, charakterystyczną czapkę z daszkiem - mówi ekspert spidersweb.pl.

Bądź co, bądź Pokemon GO jest tylko modą, która zapewne z czasem przeminie. Ja spędziłem z tą aplikacją około dwóch tygodni i złapałem ponad setkę stworów. Niestety, większość z nich się powtarza i daleko mi do poziomu choćby najlepszych warszawskich graczy. Cóż, chyba marny ze mnie łowca pokemonów.

Przemysław Ziemichód, dziennikarz warszawa.naszemiasto.pl

Zdjęcie główne: Łukasz Kasprzak/ Polska Press
  •  Komentarze 3

Komentarze (3)

dpblogpl (gość)

Super, gratuluję i podziwiam koleżankę po fachu :)

tekatka_2008 (gość)

Ludzie, obudźcie się z tego strasznego snu! Czeka nas starcie ze światem islamskim, a Wy dajecie się ogłupiać tym, którym właśnie o to chodzi. Trwa 3 wojna światowa, musimy bronić Polski, a nie uganiać się za wirtualnymi stworami i nabijać komuś kiesę!!!

zejtoN (gość)

wedlug mnie to powinien byc dragonball go !!!!!! na pokemonach chowaly sie cioty :P