Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Z kulturą do warsztatu

Karolina Kowalska, Andrzej Rejnson
Anna i Beniamin Kaliszowie chcą z Ogrodów uczynić centrum kulturalne Mariensztatu. W przyszłym roku przed klubokawiarnią stanie scena. Będzie jeszcze więcej koncertów
Anna i Beniamin Kaliszowie chcą z Ogrodów uczynić centrum kulturalne Mariensztatu. W przyszłym roku przed klubokawiarnią stanie scena. Będzie jeszcze więcej koncertów fot. Dawid Parus
Zapomniana kawiarnia, sklep ze sportowymi ubraniami, a nawet warsztat samochodowy. Kulturę można wprowadzić wszędzie. Warunek? Urzędnicy muszą chcieć je wynająć, a przyszli dzierżawcy spełnić określone wymagania.

Kiedy opuszczone wnętrze restauracji Nowy Świat zaanektowała ekipa "Krytyki Politycznej", trasa codziennych studenckich wędrówek na kampus UW i z powrotem wzbogaciła się o jeden przystanek.

- Przerwaliśmy kordon drogich restauracji i sklepów otaczających kampus, łącząc życie studenckie z kulturalnym. Miasto zrobiło na nas interes życia - mówi Sławomir Sierakowski, prezes Stowarzyszenia im. Stanisława Brzozowskiego, które w czerwcu wygrało konkurs na stworzenie centrum kulturalnego w lokalu przy ul. Nowy Świat 63. 1300 metrów kwadratowych na rogu Świętokrzyskiej, z czynszem 12 zł za metr, na trzy lata stało się Nowym Wspaniałym Światem.

Gdzie urzędnik nie zarobi, tam wciśnie kulturę
To jeden z wielu lokali, które miasto postanowiło oddać w dzierżawę prywatnym przedsiębiorcom i instytucjom pozarządowym. Jeszcze w maju działalność na skwerze Hoovera rozpoczęła filia Centrum Artystycznego "Fabryka Trzciny". Po wielkich bojach wygrało obwarowany licznymi warunkami konkurs. Jest tu teraz kawiarenka (latem z ogródkiem) i miejsce na wystawę (działalność Skwer rozpoczął w Noc Muzeów od pokazu dzieł młodopolskich artystów z płockiego muzeum), odbywają się koncerty.

Toplokalizację zdobyć można jednak tylko pod warunkiem, że skorzystają na tym mieszkańcy. Ratusz postawił na kulturę, której w ciągle zabieganej biznesowej Warszawie jest jak na lekarstwo. Musiało jednak upłynąć sporo wody, zanim urzędnicy wartość pomieszczeń parterowych przy głównych ulicach miasta przestali przeliczać wyłącznie na pieniądze. Dawna kawiarnia Nowy Świat przez dwa lata stała pusta, zanim stało się jasne, że nie da się jej wynająć żadnej restauracji, bo trudno o inwestora, który dobrowolnie zrezygnuje z wynajmu po trzech latach. A sytuacja prawna kawiarni nie pozwalała na dłuższy kontrakt.

Urzędnicy skapitulowali i w maju ogłosili konkurs na wynajem lokalu po preferencyjnych stawkach. Najemca miał, oprócz oferty kulturalnej, gwarantować współpracę z organizacją pozarządową, instytucjami kultury i twórcami aktywnie tworzącymi społeczno--kulturalną mapę Warszawy. W finale, do którego z 15 ofert przeszły dwie, środowisko "KP" pokonało twórców dawnego klubu Jazzgot w 19 na 20 kategorii ustalonych przez komisję opiniującą kandydatury dla miasta. Bogna Świątkowska, Marcin Meller, naczelnik śródmiejskiego wydziału kultury, ale też dyrektor promującego kulturę polską Instytutu Adama Mickiewicza Paweł Potoroczyn uznali, że "KP" spełni warunek m.in. "kształtowania działalności społeczno--kulturalnej w duchu otwartości na różne środowiska i poglądy". Wiadomo, że w ratuszu przeciwko oddaniu "Krytyce" Nowego Światu było środowisko SLD. - To powinien być ostateczny argument dla tych, którzy sugerowali, że lokal dostaliśmy po protekcji - mówi Sierakowski.

Prezydent nie oddał, SLD głosował przeciw
Do wynajęcia od miasta lokalu przy Al. Jerozolimskich 51 środowisko "KP" przymierzało się już cztery lata temu, za warszawskich rządów Lecha Kaczyńskiego. - Wygraliśmy konkurs, ale już po ogłoszeniu wyniku miasto zmieniło jego kryteria. Zrozumieliśmy wówczas, że miejsca należące do ratusza nie są dla nas i prywatnie wynajęliśmy lokal na Chmielnej - opowiada Sierakowski. Nawet nie śledził prasowych doniesień o opuszczonej restauracji na Nowym Świecie. - Dosłownie w ostatniej chwili, kiedy miasto rozpisało konkurs, pomyśleliśmy: dlaczego nie? jeśli ktoś ma to ruszyć, to chyba tylko my. Jesteśmy chyba największą tego typu organizacją w Polsce, środowiskiem najbardziej zakorzenionym we wszystkich największych sferach kultury. Wydawane przez nas pismo "Krytyka Polityczna" rozchodzi się w nakładzie 6,5 tys. egzemplarzy i jest to największy "tołstyj żurnał" w Polsce. Na 120-metrach na Chmielnej organizowaliśmy wystawy i premiery książek. Przez dwa lata istnienia wydawnictwa wypuściliśmy kilkadziesiąt tytułów. Współpracują z nami największe nazwiska teatru: Jan Klata, Maja Kleczewska, oraz sztuki: Paweł Althamer, Wilhelm Sasnal czy Joanna Rajkowska - tłumaczy Sławomir Sierakowski. Przez ostatnich kilka miesięcy REDakcja na Chmielnej dosłownie pękała w szwach. 20 osób na stałe zatrudnionych w stowarzyszeniu, redaktorzy i współpracownicy mijali się w drzwiach 120-metrowego lokalu, większość pracy zabierając do domów. Przy okazji premier książek - m.in. bestsellerowego wywiadu rzeki "Żuławski. Przewodnik Krytyki Politycznej" - w 60-metrowej sali potrafiło się ścisnąć ponad sto osób.

"KP" potrzebowała nowego miejsca i konkurs ratusza spadł jej jak z nieba. Skorzystała na tym, że w związku z roszczeniami dawnych właścicieli do części lokalu na Nowym Świecie miasto nie mogło wynająć go na cele komercyjne. W czerwcu, tuż po ogłoszeniu wyników konkursu, napędzani entuzjazmem, ale też coraz bardziej nieznośną ciasnotą, Sierakowski i spółka obiecali, że z otwarciem wyrobią się na listopad. Choć wiedzieli, że lokal wymaga gruntownego remontu, a zaadaptowanie miejsca na restaurację przeciętnie zajmuje około roku.

- To była gigantyczna praca wymagająca niesamowitych nakładów, ale i ogromnych pieniędzy w błyskawicznie krótkim czasie. Całość kosztowała nas około miliona złotych, pochodzących głównie od zagranicznych fundacji, z którymi współpracujemy - tłumaczy Sierakowski, który podczas hucznego, trzydniowego otwarcia w drugi weekend listopada z dumą prezentował gościom piętro, na którym organizowane są wykłady i seminaria działającego od października Uniwersytetu Krytycznego oraz wystawy, pokazy filmowe i spektakle Nowego Teatru. Zaprezentował też utrzymaną w surowym stylu parterową część kawiarniano-restauracyjną, zaprojektowaną przez Aleksandrę Wasilkowską i grupę Twożywo.

Podczas trzydniowych obchodów przez Nowy Wspaniały Świat przewinęła się śmietanka polskiej nauki, sztuki i kultury. Wpadły też wielkie światowe nazwiska, jak Timothy Garton Ash, który dzień po otwarciu promował wydaną nakładem Wydawnictwa Krytyki Politycznej książkę. Na otwarciowe koncerty (m.in. Lecha Janerki oraz Fisza i Emade) przyszło tyle ludzi, że kolejka zakręcała w Świętokrzyską i jeszcze w trakcie występu kończyła się na wysokości Ministerstwa Finansów.

Wbrew opiniom złośliwych pospolite ruszenie nie było chwilowe. Następnego dnia stoliki na parterze NWŚ obsiedli studenci, zamawiając kawę, kanapki i - obliczone na kieszeń żaków - obiady za 15 zł. Po lekcjach zaczęli ściągać co odważniejsi licealiści, stale wpadali pracownicy naukowi, dziennikarze, aktorzy. A wieczorami ci sami ludzie wracali, by tu poimprezować - w atmosferze sprzyjającej dysputom, przy tanich trunkach (piwo i wódka po 7 zł). - Okazało się, że zmieniamy uniwersytet. Stworzyliśmy jedyne miejsce w pobliżu kampusu, w którym student może coś zjeść i nie wydać od razu połowy stypendium - mówi Sławomir Sierakowski.

I choć 1300 metrów kwadratowych to dziesięć razy więcej niż metraż lokalu na Chmielnej, ludzie "KP" już dziś widzą, że Nowy Wspaniały Świat jest dla nich za mały. Pod koniec listopada na premierze książki Olgi Tokarczuk na parterze NWŚ tłoczyło się ponad 300 osób. Nad ich głowami, piętro wyżej, drugie tyle uczestniczyło w seminarium uniwersytetu otwartego, którego spotkania przyciągają za każdym razem dwa razy tyle osób niż tydzień wcześniej.

A to przecież tylko dwie z imprez adresowanych do - przecież elitarnej - publiczności, stanowiącej nikły procent zainteresowanych organizowanymi tu koncertami, pokazami filmowymi czy zwy- kłym drinkowaniem.

Ogrody ozdabiają Mariensztat
Niewykluczone, że część z nich z braku miejsc w NWŚ wybierze Mariensztat, gdzie w miejscu dawnego sklepu z ubraniami sportowymi niedawno powstała kameralna kawiarnia Ogrody.

- Mariensztat zawsze był takim centrum życia, tymczasem jakiś czas temu umarł śmiercią naturalną - dzieli się refleksją Marcin Rzońca, wiceburmistrz Śródmieścia. - Dlatego rozpisaliśmy konkurs na lokal po sklepie przy rynku. Z góry zastrzegliśmy, że nie chcemy banku ani sklepu, tylko kulturalną kawiarnię - dodaje. Oddanie lokalu Annie i Beniaminowi Kaliszom ocenia jako sukces, bo to młodzi ludzi z pomysłami.

Kaliszowie spodobali się urzędnikom, ale z mieszkańcami mieli już pod górkę. A to od nich zależało powodzenie projektu. Było ciężko - już na pierwszym spotkaniu w sierpniu idee Kaliszów zderzyły się z poglądami mieszkańców. "Chcemy porządnego sklepu spożywczego, a nie kawiarni!" - krzyczeli ludzie. Kaliszowie starali się zrozumieć ten brak życzliwości. - Trudno się dziwić słowom mieszkańców, bo w okolicy jest tylko jeden mały sklepik spożywczy. Ale my wystartowaliśmy w konkursie na kawiarnię kulturalną - zaznacza Anna Kalisz.

Kiedy razem z mężem wygrali konkurs, aż przysiedli z wrażenia. Nie wierzyli, że ich projekt przemówi do urzędników, a ich marzenia o kawiarni wreszcie się spełnią. Studentka ostatniego roku ASP i absolwent teologii informację o konkursie organizowanym przez dzielnicę Śródmieście znaleźli w internecie.

Choć bez doświadczenia i większych nadziei zostawili w tyle 27 rywali. Do pracy przystąpili jednak z chłodnymi głowami: - Paradoksalnie, lokal był w bardzo dobrym stanie, ale trzeba było dużo pracować nad sprawami technicznymi, m.in. instalacjami - wspomina Kalisz. Chwali urzędników: - Byli bardzo pomocni, bo na małe opóźnienia w pracy patrzyli przychylnym okiem, nie strofowali, nie straszyli karami. Remont kosztował nie tylko dużo pracy, ale i mnóstwo pieniędzy. Na szczęście Kaliszom pomagali rodzice.

Ogrody oficjalnie wystartowały pod koniec października. Było dużo gości i dwa koncerty w weekend. Gościom się tu spodobało - czarno-białe ściany dwóch sal, miejsce na koncerty i barek zmieniły dawny sklep sportowy w miejsce, w którym chce się być. Jego dodatkowym atutem jest kuchnia - kanapki domowej roboty, napoje, wkrótce alkohole.

Na razie przychodzą głównie młodzi ludzie, nawet licealiści z pobliskiego liceum społecznego i szkoły muzycznej na Bednarskiej. Powoli zmienia się też nastawienie mieszkańców Mariensztatu. - O ile wcześniej w ogóle nie mieliśmy ze sobą kontaktu, tak teraz przynajmniej kłaniamy się sobie na powitanie. Kiedyś nawet jedna pani powiedziała mi, że czuje się bezpieczniej, przechodząc tędy wieczorami, bo świeci się u nas światło - opowiadają Kali-szowie. Udało im się też zaskarbić sympatię kilku okolicznych mieszkańców w wieku 50-60 lat, którzy wpadają tu na kawę i sąsiedzkie pogaduszki. Coraz częściej w lokalu pojawiają się też lokatorzy kamienicy, w której są Ogrody.

Inni do kawiarni na razie tylko się zbliżają. Czasami przy szybach stoją dzieci. Brakuje im odwagi, żeby wejść do środka i to właśnie dla nich właściciele kawiarni planują warsztaty, na których mogłyby wykazać się kreatywnością. Kaliszowie mają też coraz więcej pomysłów na to, jak zintegrować lokalną społeczność. Wspólnie z Agatą Sotomską chcą w Ogrodach zorganizować spotkanie z mieszkańcami. Każdemu chętnemu zrobią zdjęcie i wysłuchają historii jego życia - w ten sposób powstanie osobista mapa Mariensztatu. W połowie przyszłego roku fotografie z opisami mają zawisnąć na rynku. Bo właściciele Ogrodów swoją działalność chcą wyprowadzić na zewnątrz.

- Rynek Mariensztatu to taka mała scena. Dlatego chcemy właśnie na tej małej scenie organizować różne występy - zapewnia Anna Kalisz. - Można by ożywić rynek np. przez rozbudowanie fontanny - zauważa.

Warsztaty, koncerty, spotkania będą codziennością Ogrodów. Pomimo że na dobre działają od dwóch tygodni, już odbyło się tu pięć koncertów. Można było usłyszeć brzmienie harfy czy fortepianu.

- A według wytycznych mieliśmy organizować dwa koncerty w roku - przypomina właścicielka. W ogrodach można też poczytać - udostępnione zostały za darmo gazety, a wkrótce będą i książki. Według wytycznych ma być ich sto. Będzie około tysiąca. Dla każdego: - o sztuce, literaturze, ale i technice. Będzie też podręcznik do nauki języka chińskiego.

- Nie adresujemy naszego lokalu do określonej grupy. Staramy się stworzyć miejsce, do którego sami chętnie byśmy przyszli - zapewnia Kalisz i dodaje, że prowadzenie Ogrodów to ich wielka pasja.

Na Barbakanie i Polu Mokotowskim
Plany urzędników są o wiele większe. Kolejny na liście do wynajęcia jest Barbakan, a właściwie jego dolna część. Ratusz już zapytał mieszkańców, co powinno znaleźć się na ponad 200 mkw. Propozycji nie było zbyt wiele, ale zaskoczyły urzędników. - Padł pomysł, żeby w środku umieścić olbrzymiego bazyliszka albo letni posterunek policji. Ciekawe, jak funkcjonariusze mieliby z niego obserwować okolice - zastanawia się Marcin Rzońca. Ale pojawiły się też bardziej konkretne propozycje. To na ich podstawie stworzono wytyczne: wystawy, sprzedaż prac plastycznych czy teatry małych form i pokazy starych zawodów. Chętni mogą się zgłaszać do 15 grudnia.

Działalność ma ruszyć wiosną. Dolny Barbakan ma być atrakcją trasy spacerowej biegnącej fosą. Na razie wieje tam pustkami, mało kto tam zagląda, poza okolicznymi mieszkańcami… z psami. Nie lepiej jest w pomieszczeniu, które ma być wynajęte. To było naturalne zaplecze dla wszystkich, którzy cokolwiek robili na Starówce. Przez ostatnie dwa lata wykorzystywali je ci, którzy rekonstruowali obronne mury Starówki. - Ale modernizacja murów i górnej części Barbakanu już się skończyła - mówi Marcin Rzońca.

W środku ceglane mury i cztery pomieszczenia rozdzielone arkadami. Jest prąd, ale nie ma wody, więc odpada tutaj działalność gastronomiczna. Żeby skorzystać z toalety, trzeba będzie pójść 20 metrów do ulicy Mostowej. - Sanepid się na to nie zgodził i takie są zalecenia konserwatorskie - tłumaczy Marcin Rzońca. - To mało komercyjne miejsce, ale warto je odnowić dla warszawiaków i turystów. Przyszły najemca zapłaci za jego użytkowanie tylko 5,83 zł za mkw. Prezydent miasta musiała się zgodzić na obniżenie stawki. Lokalem ma zarządzać fundacja lub stowarzyszenie, które dostają np. dofinansowanie z miasta lub przyciągną mecenasów.

W Warszawie jest wiele miejsc wartych odnowienia. - W okolicach Żwirki i Wigury oraz na Polu Mokotowskim działają wprawdzie kluby i puby karaoke, ale przydałoby się wprowadzić tam nową jakość - przekonuje Marcin Ochmański, zastępca rzecznika ratusza. Nowy klub kulturalny mógłby zająć pusty warsztat samochodowy na Żwirki i Wigury naprzeciwko studenckich akademików. Adresatami jego oferty mogliby być żacy i mieszkańcy osiedla Stara Ochota.

Przed budynkiem jest duży plac, gdzie mogłyby odbywać się koncerty. Ratusz chciałby, żeby przyszły właściciel prowadził tam działalność komercyjną, ale z klimatem, najlepiej przez kilka lat. Po zwycięskiej batalii o przyjęcie planu zagospodarowania przestrzennego dla Pola Mokotowskiego, który chroni płuca stolicy przed deweloperami, urzędnicy chcą zrobić pierwszy krok, żeby to miejsce ożywić.

od 12 lat
Wideo

Wybory samorządowe 2024 - II tura

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Z kulturą do warsztatu - Warszawa Nasze Miasto

Wróć na mazowieckie.naszemiasto.pl Nasze Miasto